jakby niemal zaczynał wierzyć, że faktycznie mogą istnieć osoby, które
wewnętrznie oparły się złu, chociaż ono uczyniło wszystko, by je skazić. RS 249 - To ja zawiniłam, nie ty - odparła spokojnie. - Tylko że nasze wyrzuty sumienia w niczym teraz nie pomogą. - Słuszna uwaga. W takim razie kto? - Co „kto"? - Kto znajduje się w twoim bliskim otoczeniu i pomaga Władcy realizować jego zbrodnicze plany? Załóżmy, że to nie Stacey i nie Gareth, którzy są najbliżej ciebie. Wiem, że żadne nie jest wampirem, oboje są ludźmi. Od jak dawna ich znasz? Jessica nie odrywała wzroku od drogi. - Gareth pracuje dla mnie od dziesięciu lat. Stacey od kilku. - Bobby Munro - rzekł nagle. - Bobby? - powtórzyła z niedowierzaniem. - Czemu nie? - Ponieważ znam go doskonale i wiem, co o nim myśleć. Często do nas przychodzi, on naprawdę kocha Stacey. Świetny policjant. Równie dobrze mógłbyś podejrzewać Dużego Jima. Odpowiedziała jej cisza. - Nie, nie, nie zaprotestowała gwałtownie. - Jim to jeden z najlepszych ludzi, jakich znam. Bryan milczał dalej. - Słuchaj, możliwe, że Władcy pomaga ktoś obcy. To nie musi być żaden z moich przyjaciół - przekonywała. - Oboje doskonale wiemy, że wszystko jest możliwe -przypomniał jej sucho. - Ale nie wszystko jest prawdopodobne. - Nadal nie rozumiesz. Kocham moich przyjaciół i ufam im. Będąc na ziemi od kilkuset lat, nauczyłam się dobrze oceniać innych. Znakomicie znam ludzką naturę, wierz mi. - Nikt z nas nie wie na pewno, co kryje się w duszy drugiej osoby. RS 250 - Jesteś mocno cyniczny jak na anioła - zauważyła. - Nie jestem aniołem - przypomniał jej. - To prawda. Jesteś Wojownikiem. W każdym razie stoisz po stronie dobra i światła. Byłoby miło, gdybyś zechciał przyjąć do wiadomości fakt, że w innych też może być trochę dobra. Przyjechali na miejsce, Jessica zgasiła silnik i przez minutę siedzieli w milczeniu. Bryan patrzył na okna obwieszone girlandami czosnku nie tylko od wewnątrz, ale i od zewnątrz. - Dom jest świetnie chroniony przed wampirami, jak widzę. W takim razie jak wejdziesz do środka? - Ty nadal nic nie pojmujesz. A może nie chcesz? Wysiadła i pomaszerowała ku drzwiom, sztywno wyprostowana, oburzona. Dogonił ją przed samą werandą, chwycił za ramię i obrócił twarzą ku sobie. Jessica już miała mu powiedzieć, żeby poszedł do diabła, lecz zauważyła, że on wcale nie patrzy na nią, tylko na dom. - Nawet tutaj musisz zachowywać ogromną ostrożność - ostrzegł. - Czuję obecność wampira i wcale nie chodzi o ciebie. Przytrzymała go, ponieważ zamierzał wbiec do środka. - Wszystko w porządku, to Mary. - Co? - Mamy sytuację pod kontrolą. - Pod kontrolą? Trzeba ją zabić. - Nie! Sama chciałam to zrobić, kiedy tu przyszła, bo nawet ja