– Jack... – szepnęła z osłupieniem.
– Och, Sidney, Sidney, i co ja mam teraz zrobić? ROZDZIAŁ TRZYNASTY Lucy zignorowała protesty J.T. i z samego rana zabrała go ze sobą na jagody. – Najlepsze racuchy to te z czarnymi jagodami – oświadczyła. – Właśnie o tej porze zaczynają dojrzewać. – Dlaczego Madison nie może iść? – Bo jeszcze śpi, a ty już wstałeś. Chłopiec wykrzywił się i poszedł za nią, zgarbiony i powłóczący nogami. Wiedziała, że natychmiast by się rozpogodził, gdyby pozwoliła mu oglądać telewizję albo grać w nintendo, ale właśnie dlatego musiała zabrać go ze sobą. Podała mu dzbanek do kawy. – To, czy pójdziesz ponury czy wesoły, zależy tylko od ciebie. – Szkoda, że Georgie nie może z nami iść – jęknął J.T. Lucy poprzedniego wieczoru zadzwoniła do Roba i Patti i poprosiła ich, żeby na jeden dzień zatrzymali Georgiego w domu. Teraz objęła syna ramieniem. – Ależ ty szybko rośniesz. Stopy masz już chyba większe od moich. Rozpogodził się i poszli razem wzdłuż zachodniej krawędzi muru, za którym zaczynał się las. Wkrótce dotarli do dużej kępy jagód i przykucnęli przy nich. Słońce grzało ich w plecy. Prognoza pogody zapowiadała deszcz; powietrze było wilgotne i nieruchome. – One są jeszcze zielone – stwierdził J.T. – Nie wszystkie. Na racuchy wystarczy nam tylko kubek. Reszta dojrzeje w przyszłym tygodniu, gdy przyjedzie dziadek. Zrobimy wtedy pączki z jagodami, ciasto jagodowe i lody jagodowe. – Nie cierpię pączków z jagodami. – J.T. – upomniała go matka. Uśmiechnął się do niej znad kępy krzaczków. Był przekonany, że za pomocą uśmiechu wydobędzie się z wszelkich tarapatów. Zupełnie jak ojciec. – Mamo, zobacz! Mam jedną, dwie, trzy – pięć jagód! Spójrz na tę, zobacz, jaka wielka! Chyba trafiłem na najlepsze miejsce! – Dobrze. J.T. Zrywaj dalej. W chwilę później chłopiec stracił zainteresowanie jagodami, lecz Lucy uznała, że mają ich już wystarczającą ilość. Przeszli przez mur i wrócili do domu. Redwing siedział na schodkach. Gdy pomachał jej ręką, serce Lucy na chwilę oszalało jakby miała szesnaście lat. Tylko że nie była już nastolatką. Dobiegała czterdziestki, podobnie jak Sebastian. Colin był odpowiednim mężczyzną dla kobiety, jaką była kiedyś, ale ostatnie trzy lata bardzo ją zmieniły. Straciła męża, samotnie wychowywała dwójkę dzieci, założyła własną firmę i wyprowadziła się na wieś. – Hej, Sebastian! – zawołał radośnie J.T., biegnąc przodem. – Cześć, J.T. Wcześnie wstajesz. – Byliśmy z mamą na jagodach. Zobacz – opowiadał chłopiec z podnieceniem, podtykając mu dzbanek pod nos. Lucy szła za nim wolniej. Miała pewien plan. Była już zmęczona wyczekiwaniem na kolejny cios, wiedziała