sobie dośpiewaj.
Odwrócił się na pięcie i ruszył do kąta, gdzie zostawił ciotkę Fionę. Na szczęście nigdzie nie odeszła. Kilka kroków dalej Alexandra i Rose rozmawiały z piękną, ciemnowłosą dziewczyną, rok lub dwa lata starszą od jego kuzynki. - Witam panie. Panna Gallant drgnęła i obejrzała się szybko. Ciepły uśmiech, który nie zdążył zniknąć na jego widok, rozpalił mu krew w żyłach. - Milordzie, czy mogę przedstawić panu lady Victorię Fontaine? Vix, to jest lord Kilcairn. Ukłonił się lekko. - Lady Victorio, miło mi. - Milordzie, wiele o panu słyszałam. - Posłała mu łobuzerski uśmiech, który zapewne łamał serca młodym mężczyznom. - Naprawdę? - Wolno podniósł do ust jej dłoń. - Jeśli zaszczyci mnie pani walcem, będziemy mogli o tym porozmawiać. Panna Gallant wydała nieartykułowany dźwięk, ale postanowił nie zwracać na nią uwagi. Miał nadzieję, że jest zazdrosna, lecz było bardziej prawdopodobne, że chce ustrzec przed nim przyjaciółkę. Jak na osobę o zaszarganej reputacji odnosiła się do niego z nieuzasadnioną wyższością. - Z przyjemnością, milordzie. Uśmiechnął się miło. - Nie da się ona porównać z moją. - Chcesz się żenić? - rozbrzmiał za nim męski głos. Lucien omal nie jęknął. Na szczęście Belton ściszył głos, ale i tak usłyszało go dość osób z najbliższego sąsiedztwa, żeby do rana całe towarzystwo wiedziało o jego poszukiwaniach. Wicehrabia zasłużył na utratę paru zębów, lecz tego rodzaju incydent tylko dodałby plotkom pikanterii. - Tak, Robercie. Czy nie wyraziłem się jasno? Przyjaciel wytrzeszczył oczy. - Ale ty... twój ojciec... przecież nienawidzisz... - Wysłów się wreszcie - ponaglił go, widząc, że Alexandra nagle bardzo się zainteresowała bełkotem wicehrabiego. - Wszyscy wiedzą, że nie zamierzasz się żenić - wykrztusił w końcu Robert. - Zmieniłem zdanie. - Ale... - Oczywiście, że mój bratanek się ożeni - wtrąciła się pani Delacroix, podchodząc do ich grupki. - Dlaczego miałby się nie żenić? Lucien łypnął na nią spode łba. Z pewnością nie potrzebował pomocy ciotki Fiony. Już otworzył usta, żeby jej to powiedzieć, gdy jego uwagę przyciągnęło zamieszanie przy stole z przekąskami. Jakaś młoda dama osunęła się na podłogę. Natychmiast zebrał się wokół niej tłumek starszych kobiet. - Biedactwo, to pewnie z gorąca - stwierdziła pani Delacroix. - Ja też się skarżyłam, że tu jest bardzo duszno. - Panna Perkins - oznajmił Robert. - Straciłeś partnerkę do tańca, Lucienie. - Hm. Cóż za zbieg okoliczności, że zemdlała akurat wtedy, gdy się dowiedziała, że szuka pan żony - syknęła tuż za nim Alexandra. - Tym lepiej dla mnie - odparł ściszonym głosem. - Mogę ją skreślić bez wdawania się rozmowę. W tym momencie zabrzmiały pierwsze takty kadryla. Lord Belton wziął Rose za rękę. - To nasz taniec - przypomniał i poprowadził ją na parkiet. Do lady Victorii podszedł jej partner i po chwili Lucien został w towarzystwie ciotki Fiony i panny Gallant. Nie zamówił u nikogo pierwszego tańca, wolał obserwować kandydatki z listy. - Jestem zaskoczona, milordzie - powiedziała Alexandra. - Dziwne.