obrazek, Laura z dumą przyczepiła go do drzwi lodówki. Następnie
przygotowała dziewczynce kąpiel. Po kąpieli i po przeczytaniu bajki ułożyła Kelly do snu. Zastanawiała się, co teraz robi Richard. Nie rozmawiała z nim od zeszłej nocy. Zachowywał się tak, jakby ujawnił wczoraj zbyt wiele, a teraz wznosił barierę. A jednak dał jej taki wspaniały prezent. To skomplikowany człowiek, pomyślała. Wzięła szybki prysznic, przebrała się w piżamę oraz szlafrok i zeszła na dół, podekscytowana perspektywą wypróbowania swojego zestawu. Richard wszedł do pokoju Kelly. Usiadł w bujanym fotelu i patrzył na śpiące dziecko. Przez okna wpadało światło księżyca. Dziecko skąpane było w srebrzystej poświacie. Serabi siedziała w nogach łóżka w pozie królowej dżungli. - Tatusiu -wymamrotała bardzo cicho Kelly, jakby wyczuła jego obecność. Wziął ją za rękę. -Dziękuję za prezent, tatusiu. Nadal nie otworzyła oczu. -Cieszę się, że ci się podoba, księżniczko - wyszeptał. - Laurze też się podobało to, co dostała - powiedziała, zie wając, po czym znowu zapadła w sen. Przeszył go dreszcz radości. Tęsknił za Laurą, za rozmową z nią. Tylko przy niej czuł się pełnowartościowym człowiekiem, miał wrażenie, że blizny nie mają znaczenia. Czekając na właściwy moment, wziął książkę ze stolika nocnego i otworzył ją w zaznaczonym miejscu. Zaczął czytać. Senny uśmiech na twarzy Kelly sprawił, że poczuł się jak król. Richard wszedł do biblioteki i zamarł. Była pusta. Laury nie było w swoim pokoju ani u Kelly. Wyszedł z biblioteki i skręcił w lewo. Poszedł do nieużywanego, zachodniego skrzydła, przeznaczonego pierwotne dla gości i służby. Czuł panikę. A jeśli coś się jej stało? Zawołał ją cicho. Gdy nie usłyszał odpowiedzi, zaczął otwierać gwałtownie jedne drzwi za drugimi. -Lauro!-krzyknął. -Tutaj. - Usłyszał odpowiedź. -To znaczy, gdzie? Cholera, to istny labirynt - mówił do siebie zniecierpliwiony. Zaśmiała się lekko. - Sam powiedziałeś mi o żółtym pokoju. Otworzył drzwi. Siedziała na krześle, tyłem do niego, przy sztalugach. Zastygła z pędzlem nad dużym arkuszem papieru. Położyła farbę zamaszystym gestem. -Coś sobie przypominam.-Wszedł do środka już uspokojony. -Martwiłeś się? -Do licha, tak. To wielki, stary dom... -I zawsze pogrążony w ciemnościach - dodała, po czym obróciła się nieco, ale tak, że go nie widziała. Wbiła wzrok w podłogę po lewej. Richard zrozumiał, że robi to dla niego, mimo że w pokoju było bardzo niewiele światła. Zasłony były odsunięte, przez wysokie okna wpadało do środka srebrne światło. -Malujesz po ciemku, Lauro. -Rany, Blackthorne, szybko się połapałeś. Zaśmiał się pod nosem i pokręcił głową. Zrobił krok w jej