Ponieważ urodziny Christophera - teraz czterdzieste
piąte - przypadały w tym roku w sobotę, Lizzie postanowiła, że będą obchodzone w szczególny sposób. Dzień miał być świętem rodzinnym - lunch z udziałem Angeli i Williama, potem, jeśli pogoda pozwoli, jakieś gry sportowe w ogrodzie przy Holland Park. - Obawiam się tylko, że będę zmuszona wyprosić was przed wieczorem - tłumaczyła się Lizzie matce. - Ale na pewno się nie obrazisz, kiedy usłyszysz, dokąd się wybieramy. - Do opery - zgadła natychmiast Angela, która nie znosiła wszelkich koncertów muzyki klasycznej i baletu, a najbardziej ze wszystkiego opery. - Co Christopher chce obejrzeć czy może usłyszeć, bo nigdy nie jestem pewna? - On o tym jeszcze nie wie. - Ach, niespodzianka! Jak miło. - I po chwili dodała: - Oczywiście, że się nie obrażę. Lizzie trzymała całą rzecz w sekrecie, zaprosiwszy tylko czworo najbliższych Christopherowi osób: jego brata Guya Wade'a, wiolonczelistę, wraz z żoną Moirą, skrzypaczką, i Annę Mellor z mężem Peterem Szellem, kardiologiem. Zarezerwowała lożę w Covent Garden na spektakl „Ariadny na Naxos", a potem wszyscy mieli się udać na obiad w La Gavroche. Tego rodzaju wieczór niezupełnie odpowiadał gustom Lizzie, ale z pewnością spodoba się Christo-pherowi. - To jest jak rozciąganie kociaka - skomentowała pomysł Angela - ale Christopher bezsprzecznie jest wart takiego poświęcenia. Lizzie przypomniała sobie przeraźliwy krzyk Edwarda, płacz Sophie, przerażoną buzię Jacka. Ojciec zaopiekował się nimi wszystkimi, a potem dowiózł bezpiecznie do domu. - O tak - przyznała. Zgodnie ze swoim przekonaniem. Cały program obchodów okazał się bardzo udany. Chri-stopher tryskał humorem od śniadania aż do zakończenia wieczoru przy Holland Park, dokąd przyprowadzili swoich gości na ostatni kieliszek - dzieci już dawno spały w odległej od salonu części mieszkania. - Przypomnijcie, żebym wam zamówiła taksówkę - poprosiła Lizzie, obserwując Christophera, który nalewał właśnie drugą kolejkę bardzo starego i wyjątkowego calvadosu - prezentu od Petera i Anny. Goście na początku wieczoru zostawili swoje samochody pod budynkiem, a Lizzie mgliście pamiętała, jak przed pierwszym aktem w barku z szampanem Anna i Moira wymówiły się od picia, gdyż zgodnie z umową, miały prowadzić, ale już po przerwie osłabły w swych zamiarach, by ostatecznie poddać się po przestudiowaniu listy win w restauracji.