- Jedź do pałacu ze mną. R S
ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Zerknęła na niego z ukosa. - Miałam jechać ze Stefanem i Amandą... - Plany się zmieniły - rzekł. - Ojciec jedzie z Jennifer, Antony i dziecko pojadą pierwsi, a Isabella i Nick ze Stefanem i Amandą. Wychodzi na to, że ty jedziesz ze mną. Nagle Pia doznała olśnienia. To on zmienił plan. - Poza tym wypada, żeby rodzice chrzestni jechali razem, chyba się zgodzisz? - Tylko czy prasa nie zacznie tego komentować? - Oczywiście chłopcy jadą z nami, więc nic nie może się stać. Nie miała wyjścia. - No dobrze. Pojadę z wami. Rozejrzała się, szukając chłopców. Byli dziś wyjątkowo grzeczni. Przez całą ceremonię siedzieli jak trusie obok dziadka. Federico spostrzegł ich pierwszy. Stali przy bocznych drzwiach i chichotali. Pia i Federico podeszli bliżej. Gdy chłopcy ich zauważyli, błyskawicznie schowali za siebie rączki. - Już idziemy, tatusiu? - zapytał Arturo. R S - Tak. Ale najpierw pokaż mi, co tam masz. - Byliśmy głodni - wyrwał się Paolo, a brat zmierzył go groźnym spojrzeniem. - Ksiądz nam pozwolił. - Arturo? - Książę przeniósł wzrok na starszego syna. Arturo westchnął głęboko, wyciągnął ręce przed siebie. Trzymał w nich miniaturowe batoniki. - Wiem, że nie powinniśmy, tato. Ksiądz nam dał. Jesteśmy okropnie głodni. - Możecie zjeść po jednym. Resztę dostaniecie później. Arturo, mrucząc pod nosem, oddał czekoladki. Federico wziął chłopców za ręce i ruszyli do limuzyny. Pia z trudem skrywała uśmiech. Nic dziwnego, że maluchy są głodne. Uroczystość trwała dość długo. Jej samej zaburczało w brzuchu na widok czekoladek. Na szczęście zanim zacznie się przyjęcie dla arystokracji i członków parlamentu, podadzą jakieś przekąski. Zejdzie też z oczu księciu. Ledwie się opanowała, by teraz nie przysunąć się do niego bliżej, nie położyć ręki na jego kolanie i nie wyznać, że popełniła fatalny błąd. Że chce zostać i przekonać się, co z tego wyniknie. - A więc jutro lecisz do Afryki - odezwał się, gdy kierowca ruszył, podążając za samochodem króla. Skinęła głową. Federico pozwolił chłopcom zjeść drugą czekoladkę. Gdy zaczęli szeleścić papierkami, powiedział, zniżając głos: - Wiem, że czas i miejsce nie są odpowiednie, ale muszę z tobą porozmawiać przed twoim wyjazdem. W szpitalu zajrzałem do sali noworodków. Widziałem cię, choć ty R S mnie nie zauważyłaś. Powinienem coś wtedy powiedzieć,