kiepski strzelec. Jednak przekleństwa i krzyki Avalona pozwoliły żonie Stevena domyślić się,
o co chodzi. Nie wiadomo, jak Vander Zanden ją teraz udobrucha. – Ze wszystkich piekielnych furii najgorszą jest odtrącona kobieta – wymamrotał Quincy. Ktoś pędził prosto na nich z wózkiem załadowanym bagażami. Rozdzielili się na chwilę, ale nie zwalniali tempa. – Kiedy policjanci dotarli do domu Rainie? – Piętnaście minut temu. Jak na razie nie znaleziono Rainie, ale na werandzie są ślady krwi, Sanders myśli, że wpadła w ręce tego szaleńca. – Żadnych telefonów, żadnych przechwałek? On uwielbia takie posunięcia. Cała sprawa jest dla niego ekscytującą grą. – Próbujemy zepsuć mu zabawę. Są też nieco lepsze wiadomości. Około osiemnastej trzydzieści Sanders otworzył kopertę z danymi osobowymi Richarda Manna. Najpierw obejrzał czarnobiałe zdjęcie. Prawdziwy Mann wcale nie przypomina naszego psychologa. Sanders wysłał paru policjantów do domu tego drania, ale wtedy właśnie doszło do strzelaniny u Vander Zandenów. Dotarli do wozu patrolowego Luke’a. Quincy rzucił torby na podłogę i wsiadł do środka. Luke włączył syrenę. Ruszyli. – Co znaleziono w domu Manna? – zapytał Quincy, przytrzymując się deski rozdzielczej, gdy Luke brał ostro zakręt. – Komputer. Ktoś nacisnął klawisz spacji. Na ekranie wyświetlił się napis „Też cię kocham” i zaraz wszystko eksplodowało. Na szczęście ładunek był mały i nikt nie został ranny. – Kurwa! – Quincy uderzył otwartą dłonią w deskę rozdzielczą. – W tym cholernym tańcu zawsze jesteśmy w tyle o dwa kroki. – Właśnie, a do tego na parkiecie robi się ciasno. Jeszcze jedna sprawa. O siedemnastej trzydzieści zniknął Danny. Dwaj gliniarze z Cabot, którzy przewozili go do zakładu psychiatrycznego, mieli po drodze wypadek. Twierdzą, że gdy odzyskali przytomność, on już ukradł kluczyki do kajdanek i zniknął. Quincy spojrzał na Luke’a i powiedział: – Shep. Luke milczał, co w jego przypadku znaczyło „tak”. – Aresztowano go? – Jest przesłuchiwany. Ale Danny przepadł bez śladu. Dobrze znam Shepa. Dla syna zrobiłby wszystko, pewnie nawet i zorganizował ucieczkę. Ale coś poszło nie tak. Szeryf wygląda jak wielka miska galaretki. Gdybym nie wiedział, jaki z niego twardziel, pomyślałbym, że jest śmiertelnie przerażony. – Myślisz, że Danny uciekł z własnej inicjatywy? – Nie wiem. – Myślisz, że przekradł się do domu Rainie? – Zbieramy odciski. Zapytaj, kiedy już dostanę raport. – Jak dobrze Danny zna okolicę? – Polował tam całe życie. Poradzi sobie. – Sprowadź Shepa. Niech spotka się z nami u Rainie. Luke nawet nie mrugnął okiem. – Dobrze. – Poproś Sandersa, żeby posłał dwóch funkcjonariuszy z policji stanowej do domu O’Gradych. Sandy i Becky muszą mieć pełną ochronę. Według wstępnych informacji Richard Mann – czy jak on się tam nazywa – zrobił to już trzykrotnie. Za każdym razem dochodziło do strzelaniny. I za każdym razem nie było świadków. Nie sądzę, żeby teraz chciał coś zmienić. Luke pobladł, ale kiwnął przytomnie głową. – Luke, masz kamizelkę? – Tak. – Załóż ją. I dopilnuj, żeby wszyscy zrobili to samo. – Myślisz, że ten sukinsyn nie wyjechał z miasta? – Wiem, że nie wyjechał. Jest gorszy niż dzika bestia. Ciągle musi podnosić poprzeczkę,