tego jutro, uznam, że nie dotrzymała pani słowa.
— Dlaczego książę się nim interesuje? — spytała Tempera. Jej głos brzmiał prawie agresywnie. — W swej kolekcji wasza wysokość posiada dzieła tak piękne, tak doskonałe, że jedyne, czego pragnęłabym w życiu, to mocje podziwiać i zrozumieć, co chcą nam... powiedzieć. Z trudem znajdowała słowa. Pomyślała, że to, co mówi, i całe jej zachowanie zasługują na potępienie. — Który z obrazów wywołuje u pani takie pragnienie? — spytał książę. Tempera milczała. O tym, który poruszał ją najsilniej, zamierzała opowiedzieć lady Rothley, więc gdyby teraz wyznała prawdę, byłaby wobec niej nielojalna. — Proszę odpowiedzieć — nalegał. — Chcę wiedzieć. W jego głosie brzmiała nuta nakazu. Zdawało jej się, że słowa księcia przenikają ją na wskroś, a jego głos wibruje we wszystkich jej tkankach i zmusza do odpowiedzi. Doszła do wniosku, że działo się tak już od pierwszego ich spotkania — książę zmuszał ją do zachowywania się inaczej, niż chciała: że z nim rozmawiała, że zwierzała mu się ze swych sekretnych myśli, tajemnic, które dotąd należały tylko i wyłącznie do niej. 90 Zupełnie jakby odczuł, że Temperę uraził jego władczy ton, książę zapytał łagodniej: — Proszę powiedzieć. Czekam. Tempera nie była w stanie oprzeć się tej prośbie. — „Madonna w kościele” — odpowiedziała. Mimo iż nie patrzyła na księcia, wiedziała, że się uśmiechnął. — Mogłem się tego domyślać — powiedział. — To mój ulubiony obraz. Nie było go w kolekcji ojca, sam go kupiłem. — Jest w nim... coś... co go wyróżnia — wykrztusiła Tempera. — Wiem. Nie da się tego wyrazić słowami, lecz to istnieje. I wiem, że oboje odczuwamy to tak samo. — Może artyści tacy jak van Eyck malowali nie to, co widzieli oczyma... lecz to, co czuli w głębi duszy... — Tempera nie rozumiała, dlaczego wciąż próbowała oddać słowami to, co książę od razu określił jako niewyrażalne. Odwróciła głowę ku niemu i zdziwiła się, że siedzi tak blisko. W świetle księżyca wyraźnie widziała jego twarz. Ich oczy spotkały się. Temperze zdało się, że książę zajrzał do głębi jej serca i że ich dusze przemówiły do siebie. Bardzo długo siedziała bez ruchu. W końcu wstała z trudem i z wielkim, niemal fizycznym wysiłkiem nieskładnie powiedziała: — Mu...muszę iść... wasza wysokość. Dziękuję za uprzejmość... ale robi się późno. — Nie aż tak, by łudzić się, że ktokolwiek wrócił już z raju hazardzistów. Słysząc wyraźnie uszczypliwy ton w głosie księcia, Tempera uświadomiła sobie nie bez poczucia winy, że skoro