uśmiechem, ogarniając spojrzeniem jego nienagannie uszyte
spodnie i modną koszulę rozpiętą pod szyją. – W hotelu wszystko idzie dobrze – odrzekł. – Nawet trochę zbyt dobrze, przez co Federico i ja nie mamy czasu spotykać się z dziewczynami... ani z siostrami. Lily popatrzyła na swego świeżo odnalezionego, starszego o dwa lata przystojnego brata. Ogarnęła ją nagle czułość i radosna beztroska. Miała ochotę skakać, śmiać się głośno i mówić każdemu, jak bardzo jest szczęśliwa. Oczywiście, to wpływ wina – albo po prostu atmosfery Rzymu z jego cudowną pogodą, magicznymi fontannami, serdecznymi ludźmi i unoszącą się w powietrzu wonią jaśminu. – Zdajesz sobie sprawę, że jeszcze dwa lata temu nawet nie wiedzieliśmy nawzajem o swoim istnieniu? – powiedział Sam. Oczywiście, że zdawała sobie z tego sprawę. To właśnie ona, z pomocą Armii Zbawienia, odkryła, że ma brata. Ich nieżyjąca już matka urodziła oboje, nim ukończyła siedemnasty rok życia. Dzieciństwo Lily upłynęło w kolejnych zastępczych rodzinach. Przenoszono ją z jednego domu do drugiego, gdyż była trudnym, zbuntowanym dzieckiem, a dwukrotnie nawet uciekała od swych opiekunów. Jednak jako szesnastolatka opamiętała się i po skończeniu szkoły wstąpiła do liceum gastronomicznego. Uczyła się pilnie, a później ciężko pracowała, i dzięki temu w końcu kupiła małe mieszkanko. Po raz pierwszy w życiu zyskała wreszcie własny kąt, gdzie nikt jej nie mówił, co ma robić. Mogła teraz sama kierować swoim losem – i pragnęła, by tak już zostało zawsze. Jej brat Sam był zupełnie inny. Kiedy się już odnaleźli, opowiedział Lily, że dorastał jako szczęśliwe i grzeczne dziecko, zawsze posłuszne swym przybranym rodzicom. – Ja też ograniczę się do kawy – rzekła teraz do niego. – Jestem tak najedzona, że do końca dnia już niczego nie przełknę. – Och, kolację jada się tu dopiero o dziewiątej lub dziesiątej wieczorem – rzucił. – Do tego czasu z pewnością odzyskasz apetyt. Po obiedzie przespacerowali się po rozprażonych słońcem chodnikach, szukając ochłody w cieniu budynków. – Chyba spędzę popołudnie na sjeście w moim pokoju – oznajmiła Lily. – Świetny pomysł. Ja w tym czasie nadgonię z Federikiem papierkową robotę – odrzekł Sam. Ich mały hotelik z zaledwie czterema sypialniami mieścił się przy wąskiej uliczce nieopodal Piazza Navona. Lily ulokowano w eleganckim, wygodnie urządzonym pokoju od frontu. Gdy się w nim znalazła, padła na łóżko i zrzuciła sandałki. Zastanawiała się, czy skromna garderoba, jaką ze sobą zabrała, wystarczy na trzydniowy pobyt. Zaraz jednak pomyślała beztrosko, że jeśli zabraknie jej ubrań, może je po prostu dokupić. Nigdy nie była rozrzutna, ale ostatecznie jest przecież na wakacjach w Rzymie, gdzie nic jej nie krępuje ani nie ogranicza cudownego poczucia wolności! Zasnęła, a gdy się obudziła, skonstatowała ze zdumieniem, że minęły prawie trzy godziny. Jednak nie przyjechała tu, żeby spać, tylko przyjemnie spędzić czas, zwiedzić Rzym i oczywiście spotkać się z bratem. Wstała z łóżka, weszła do łazienki i wzięła prysznic. Hotel Sama miał klimatyzację, ale na zewnątrz panował obezwładniający duszny upał, to też Lily włożyła letnią bawełnianą, kremową sukienkę na