– Nadal nie ma mojej żony? – wtrącił się.
Martinez wzruszyła ramionami. Tym razem w ciemnych oczach pojawił się cień niepokoju. – Dzwoniłam kilka razy do Petrocelli. Nie odbiera. – Martinez zmarszczyła barwi, wpatrzona w ekran komputera, na którym widniało zdjęcie ciała Shany McIntyre. Bentz odwrócił wzrok. Wystarczyło, że widział prawdziwe zwłoki, wolał nie myśleć, że jego żona może znajdować się w rękach psychopaty, który zamordował Shanę, Lorraine, a także Fortunę. – Rozmawiałem z Petrocelli przed kilkoma godzinami. – Hayes spojrzał na zegarek. – Jakieś cztery godziny temu. Wiedziała, że samolot jest opóźniony, ale mówiła, że będzie na lotnisku przed lądowaniem. – To już za długo. – Martinez zdjęła marynarkę z oparcia krzesła. – Dałam już znać, że szukamy jej wozu. Lepiej zachować ostrożność i dmuchać na zimne. – Fakt – mruknął Hayes. Bentz był świadom upływu czasu, każdej bezcennej sekundy, która może oznaczać śmierć O1ivii. – Musimy ją znaleźć. – I znajdziemy – zapewnił Hayes. Bentzowi to nie wystarczało. Był niespokojny, musiał coś robić, a nie tylko czekać. Boże, jeśli O1ivii coś grozi z jego powodu... Zadzwonił do córki i ugięły się pod nim kolana, gdy odebrała. – Cześć, tato, wróciłeś już od domu? – Jeszcze nie. – Boże, Kristi, tak mi przykro. Oddałbym wszystko, żeby być w Luizjanie razem z Olivią. Co ja narobiłem? – Nadal uganiasz się za duchami? – Tak. – Nie powiedział jej o O1ivii, nie chciał jej niepokoić. Tak naprawdę zadzwonił tylko po to, by się upewnić, że ukochanej córce nic nie grozi, że nie sprowadził nieszczęścia na całą rodzinę. Tylko na O1ivię. Dobry Boże, na samą myśl, że nawet w tej chwili może się znajdować w rękach mordercy... Mimo ogarniającej go paniki był w stanie rozmawiać z córką. Rozłączył się i wykonał kolejny telefon, tym razem do linii lotniczych. Połączył się z przedstawicielem, odbębnił nieuniknioną kłótnię o ochronie prywatności i dowiedział się, że owszem, O1ivia była na liście pasażerów, i tak, samolot wylądował kilka godzin temu, co zresztą już wiedział, bo z nią rozmawiał. Linie lotnicze nie miały dla niego żadnych innych informacji. O1ivia zaginęła między lotniskiem a posterunkiem. – Na lotnisku mają kamery – powiedział do pozostałych. – Przy drzwiach wejściowych i w punkcie odbioru bagażu. Chciałbym przejrzeć nagrania. – Zrobimy to. Pod warunkiem że nie uda nam się skontaktować z Petrocelli – zaznaczył Hayes. Bentz nie był pewien, czy wytrzyma dłużej. Nie podobało mu się, czuł, że coś jest nie tak. Zbyt wiele razy w jego życiu najbliższym groziło śmiertelne niebezpieczeństwo. Nie po raz pierwszy umierał ze strachu o Olivię. Nie pozwoli, żeby coś jej się stało. Nie pozwoli. I nie może dłużej siedzieć bezczynnie, słuchać poleceń innych. – Chodźmy – burknął do Hayesa. – Musimy pogadać z Yolandą Salazar. – Wyprzedzam cię. Już się staram o nakaz. Ale ty z nikim nie będziesz rozmawiał. To nasza sprawa, a ty jesteś zaangażowany osobiście. – Żebyś wiedział. Moja żona zaginęła! – Mówię o strzelaninie, Bentz. Departament zawarł ugodę z rodziną Valdezów, ale nie wydaje mi się, że byłoby rozsądne, żebyś się w to włączał. Ba, wolałbym, żeby nawet nie wiedzieli o twoim udziale, przynajmniej póki nie będziemy pewni, na czym stoimy. Jeśli pójdziesz tam ze mną, to tylko jako obserwator. I tak masz szczęście, że cię zabieram. Znasz zasady, musisz ich przestrzegać. – Twoje zasady. – Do cholery, człowieku, cieszę się, że jedziesz ze mną, ale to moja jurysdykcja. Moja